W końcu na plażę udało nam się pojechać (torba z poprzedniego postu obowiązkowo nam towarzyszyła). Jako, że i ja jestem kierowcą i mam dość poobcieranych obojczyków, postanowiłam w ostatniej chwili uszyć mały gadżet na pas, który będzie mnie chronił przed otarciami. Oczywiście można taki bajer kupić ładniejszy, bardziej profesjonalny czy cokolwiek, ale nie ma to jak własnoręcznie coś wykombinować.
Spełnia doskonale swoją funkcję, a do tego nic mnie nie kosztował. Może pół godziny główkowania i trochę szycia. Wykorzystałam na niego kawałek podszewki z kiedyś uszytego płaszcza (TUTAJ), podszytej watoliną, oraz najmilszą bawełnianą tkaninę jaką znalazłam w swoich zapasach. Na zapięcie poszła reszta rzepa, którego kupiłam kiedy szyłam parę śliniaków dla dzieci znajomych (tak, tak, uszyłam i już rozdałam, może kiedyś złapię któreś w obiektywie).
A na plaży - no cóż, pogoda nie rozpieszczała i kilka razy w pośpiechu musieliśmy uciekać przed deszczem do samochodu, po czym odkrywaliśmy, że na sąsiedniej plaży wcale nie pada, tylko świeci słońce. I tak kilka razy. To się nazywa aktywny wypoczynek ;-)