wtorek, 20 stycznia 2015

Spódnica z guzikami

Jednak będzie o spódnicy, ze szczególnym uwzględnieniem guzików, ponieważ tym razem postanowiłam urozmaicić trochę kolejną już z serii spódnicę nie tylko wypustką ale też i guzikami. Guziki są wyłącznie ozdobne ma się rozumieć. Pierwotnie chciałam użyć tych vintage, ale niestety w kolorze czarnym mam albo wielkie okazy, albo całkiem malutkie, albo pojedyncze. W końcu postawiłam na zwykłe płaskie guziki pochodzące z recyklingu - odprute od rękawów płaszcza.




Jako, że jestem dość leniwa jeśli chodzi o przyszywanie guzików, kiedy tylko mogę, używam do tego celu maszyny do szycia. Wiem, że wiele osób takiej metodzie nie ufa i uważa, że takie guziki  odpadną zaraz przy pierwszym zapięciu, ale jeśli się to zrobi porządnie, to trzymają się naprawdę dobrze.

Proces przyszywania guzików na maszynie jest bardzo prosty, potrzeba do niego jedynie odpowiedniej stopki (w razie czego zwykła stopka też da radę, ale zdecydowanie lepiej sprawdza się ta specjalna). Należy ustawić ścieg na długość zerową, a szerokość dostosować do szerokości rozstawu dziurek.

Ważne, by na koniec przeciągnąć nitki na lewą stronę i dobrze związać zanim je ostatecznie obetniemy - dzięki temu guziki się nie odprują. 



Maszyna jest zdecydowanie szybsza ode mnie. Oczywiście guziki w grubych płaszczach się do tego nie kwalifikują, ale na przykład przy szyciu na przykład koszuli to spore ułatwienie. Nie mówiąc już o guzikach czysto dekoracyjnych :)

piątek, 16 stycznia 2015

Rzecz o guzikach (1)

Jak pewnie pamiętacie, ponad rok temu w moje ręce wpadło całe mnóstwo (jakieś 30 kg) guzików. Kto nie pamięta, tego zapraszam TUTAJ. Guziki są nie byle jakie, bo pochodzą z dawnej pasmanterii, która zakończyła swoją działalność w 1962 roku. Większość towaru po zamknięciu biznesu udało się sprzedać innym sklepom w mieście, ale guzików nikt nie chciał, bo już niemodne, bo zrobione z nie takich materiałów...


Mnie właśnie te materiały najbardziej zainteresowały. I nie tylko mnie: myślę, że ponad połowę guzików już wyprzedałam. Szczególne cenne są właśnie te z dziwnych, starych materiałów. Postanowiłam, że coś na ten temat napiszę. W Internecie można znaleźć naprawdę niewiele informacji na ten temat. Ja swojego czasu kupiłam książkę o guzikach, która okazała się jako tako pomocna, ale muszę przyznać, że informacje w niej zawarte są co najmniej niepełne.

CELULOID

Materiał zdecydowanie przestarzały już w latach pięćdziesiątych. Jednak ze względu na ograniczony kontakt Hiszpanii ze światem zewnętrznym w tamtym okresie (embargo itp) w mojej kolekcji znajduje się sporo guzików z tego materiału. Celuloid był bardzo ceniony zanim na rynku pojawił się konwencjonalny plastik, gdyż dało się go łatwo formować i barwić. Wytwarzano z niego nie tylko guziki, ale również inne ozdoby, a nawet tanią biżuterię.


Celuloid charakteryzuje się mniejszą wagą w stosunku do materiałów typu plastik. To bardzo ważne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w połowie dwudziestego wieku nosiło się guziki raczej większe niż mniejsze. Inną cechą tego materiału jest łatwopalność. W czasach zimnej wojny miał duże zastosowanie wśród szpiegów pod postacią arkuszy, które pozwalały na szybkie zniszczenie tajnych dokumentów w przypadku ryzyka przejęcia ich przez wroga. Jednak przyznacie, że nie jest to cecha pożądana w przypadku guzików...

Obecnie celuloid jest używany do wytwarzania np. piłeczek pingpongowych. Za pewne kojarzycie ten specyficzny dźwięk, który rozlega się kiedy piłeczka się odbija. Guziki z celuloidu wydają dokładnie taki sam dźwięk, co pozwala na łatwą identyfikację bez konieczności np. podpalania ;)

Celuloid jest niestety bardzo kruchy i w praniu może się uszkodzić: kawałki guzika mogą się zwyczajnie odłupać. Bardziej teoretyczny zarys tej substancji znajdziemy na WIKIPEDII.

GALALIT

To jeszcze bardziej kuriozalny 'wczesny plastik', otrzymywany z... krowiego mleka! Tak, tę substancję pozyskiwało się z białka mleka, kazeiny. Więcej na ten temat procesów chemicznych można przeczytać na stronie WIKIPEDII. Substancja nie jest tak niebezpieczna jak celuloid, ale niestety źle znosi pranie, więc najlepiej odpruć takie guziki przed włożeniem do pralki. Galalit może się całkiem rozpuścić jeśli ustawimy temperaturę na 90º, ale już przy 50º guziki mogą ulec poważnemu uszkodzeniu. Również długotrwałe wystawienie na działanie wody im nie służy - guziki zaczynają 'pęcznieć'. A szkoda psuć, bo te guziki są bardzo poszukiwane przez kolekcjonerów.


Woda, w ograniczonych ilościach, pomaga rozpoznać czy guzik jest zrobiony z galalitu. Niektórzy polecają potrzeć taki guzik o coś, ale ja wolę nie ryzykować uszkodzenia mechanicznego i zwyczajnie go płuczę wodą po czym pozostawiam do wyschnięcia - mała ilość wody go nie zniszczy, a mi pozwoli na rozpoznanie zapachu, bo po zmoczeniu wydziela dość nieprzyjemny zapach bardzo dojrzałego sera.

Takie guziki mają często nieregularną powierzchnię od spodu i nieregularny kolor.


Jeśli macie w swojej szafie ubrania vintage, takie naprawdę stare, to może warto sprawdzić czy nie mają takich guzików, zanim włożycie je do pralki czy oddacie do pralni. W Polsce też takie bywały...

PLASTIK

To chyba najbardziej popularny materiał. No cóż, od lat sześćdziesiątych już na dobre u nas zagościł, ponieważ jest bardzo odporny zarówno na temperaturę jak i na działanie wody czy chemikaliów. Może przybierać formy i kolory jakie tylko sobie zażyczy projektant.

Guziki plastikowe mają zawsze bardzo równą spodnią powierzchnię. Dzięki temu (i większej niż w przypadku celuloidu wadze) możemy łatwo stwierdzić, że nie są wykonane z bardziej interesującego materiału. Mimo to ja się zachwycam moją małą kolekcja plastikowych guzików :)



Może i Wy macie podobne skarby zakopane gdzieś w starej szafie, a nawet o tym nie wiecie? Tylko nie zacznijcie tak jak ja stukać w każdy stary guzik, żeby sprawdzić z czego jest wykonany ;)

piątek, 9 stycznia 2015

W międzyczasie... kolejna spódnica w kratę

Koniec z wakacjami od blogowania. Trochę jestem pochłonięta moimi kolejnymi pomysłami szydełkowo-szyciowymi, więc będzie krótko.


Kolejna spódniczka zimowa i kolejna z recyklingu. Materiał, a właściwie poprutą spódnicę XXL z niego uszytą znalazłam gdzieś głęboko w szafie. Ktoś kiedyś już coś z nią próbował robić, ale skończyło się na pruciu. Spódnica oryginalnie już miała z przodu kontrafałdę, a ja jedynie wykroiłam z części przodu i tyłu mniejszy rozmiar. Doszyłam też podszewkę, której nie było - nie wyobrażam sobie chodzić z spódnicy z wełny bez podszewki...
Kratka ma wesołe jesienne kolorki więc łatwo ją zestawić.



Jakoś polubiłam zdjęcia robione z góry ;) Pozdrawiam noworocznie!!