sobota, 13 grudnia 2014

Tartan - czyli szkocka krata

Ze wszystkich krat najbardziej podoba mi się zielono-granatowa, sama nie wiem dlaczego. Toteż kiedy tylko znalazłam taki materiał, natychmiast zamarzyła mi się spódnica. Trochę zeszło zanim ją uszyłam, bo nie wiedziałam za bardzo jak.


Koniecznie musiała mieć zakładki. Ostatecznie uszyłam ją na podstawie wykroju z dość już starej Burdy, który jednak trochę zmodyfikowałam. Wyjściowy model był taki:


Mam jedną spódnicę uszytą według tego wykroju (akurat jest letnia i leży w jakimś kartonie schowana). Tym razem poskładałam zakładki trochę inaczej. Zostawiłam tylko 2 z każdej strony, ale w moim modelu symetrycznie się zbiegają. Środkową natomiast zostawiłam rozprostowana, a różnicę odjęłam od środka. Oczywiście sprawdziłam przed skrojeniem, czy części wykroju do siebie pasują.

Nie plisowałam tkaniny i zastanawiałam się jak utrwalić zakładki. Ostatecznie przeprasowałam kilkakrotnie poskładaną i sfastrygowaną tkaninę, która jest mieszanką poliestru i wiskozy, maksymalnie rozgrzanym żelazkiem (po uprzedniej próbie z resztką tkaniny oczywiście). Już kiedyś udało mi się utrwalić kanty w poliestrowych spodniach. Postanowiłam dodatkowo je podszyć: szew biegnie równolegle do wewnętrznych brzegów fałd, od góry prawie do samego dołu, odległości jakichś 2 mm. Coś w stylu "szczypanki". Szwu w ogóle nie widać z prawej strony ale spełnia swoją funkcję.






Do uszycia tej spódnicy zainspirowały mnie... mundurki szkolne! W Hiszpanii mają je wprawdzie tylko prywatne szkoły, ale trzeba tu zaznaczyć, że odwrotnie jak w Polsce, tutaj to zdecydowana większość. I tak w mieście mamy Karmelitki, Józefinki, Franciszkanki, Maristas (najbardziej prestiżowa, tym razem prowadzona przez księży), Dominikanów, i parę innych. Nie znaczy to, że tylko siostry prowadzą tam lekcje, ale faktycznie może się zdarzyć nauczycielka w habicie. Każda szkoła ma swój schemat kolorów i model mundurka, włącznie z np. sweterkiem czy rajstopami. Chłopcy najczęściej chodzą w szrotach i podkolanówkach.

Zdjęcie ze strony lokalnego periodyku
A to znalazłam przypadkiem w internecie

Nie wszystkie są w kratkę, ale wszystkie obfitują w zakładki :) Jest też specjalny zakład, gdzie mają te wszystkie materiały i szyją mundurki na zamówienie, ale to nie tam kupiłam tkaninę.

Kiedyś zapytałam w mojej grupie na zajęciach jak to jest z tymi prywatnymi i publicznymi szkołami, czy są takie złe, że większość gna do tych drogich prywatnych. W odpowiedzi jeden uczeń powiedział, że 'kiedyś znał kogoś kto skończył szkołę publiczną i był całkiem normalny'. Dlatego nadal szokuję opowiadając jak to cała moją edukację odbyłam w państwowych szkołach, i to od 7 roku życia. ;)

--------------------------
Zapomniałam wlepić moje ulubione zdjęcie


Tak spódniczka wygląda od góry :)

niedziela, 7 grudnia 2014

Torby i torebka

Nie wiem co mnie na te torby ostatnio wzięło... Uszyłam te dwie i mam jeszcze kolejne trzy skrojone...


A jakby było mało, to jeszcze ten konkurs ogłosili na ETI blog i pokusiłam się o jeszcze jedną torebkę - tym razem dwustronną. Powód był trochę nietypowy - nie mogłam się zdecydować na kolor! Pomyślałam - dlaczego nie użyć obu na raz?



Torebka jest niewielka, ale pojemna. Ma też kieszonki wszyte w taki sposób, że zawsze jedną mam na zewnątrz a drugą w środku. Mimo, że torebka nadaje się bardziej na lato niż na zimę, już jest moją ulubioną :)

piątek, 5 grudnia 2014

Stylowe... laczki!

Uszyłam sobie laczki! jak się Wam podobają?


Powinnam może zacząć od tego, że moja babcia swojego czasu szyła laczki w dużych ilościach i sprzedawała na pewnym poznańskim rynku. To było dawno temu co prawda, ale pamiętam jeszcze, że jako mała dziewczynka chodziłam w zrobionych przez nią kapciach. Babcia była bardziej profesjonalna, bo miała nawet prawdziwe kopyto szewskie, ale i bez tego laczki można uszyć.

Przy okazji chwalenia się, pokażę Wam jak uszyć takie kapcie. Burda w grudniowym wydaniu  zaprezentowała swoją wersję słodkich bamboszków, a ja mam 'słodkie laczuszki'. ;)


Zaczniemy od wycięcia części z materiału - potrzebne są tylko dwie formy: podeszwa i wierzch kapcia. Będzie nam również potrzebna jakaś sztywniejsza wkładka, która będzie trzymała formę. Ja moją wydobyłam ze starych kapci - taka forma recyklingu, ale szyłam kiedyś również z wkładką wyciętą z pianki plastycznej. Można również kupić u szewca jakąś sztywniejszą wkładkę. Najlepsze są takie, które można bez wyrzutów sumienia wrzucić do pralki, co dotychczas bardzo praktykowałam.

TUTAJ można pobrać wykrój do części kapci - moje są w rozmiarze 39 (noszę 38,5). Tym razem się postarałam i wykrój jest w pdfie :) Aby uzyskać inny rozmiar można go zmniejszyć lub zwiększyć, ale polecam też zwyczajnie odrysować kupną wkładkę.


I tak musimy wyciąć:
- 2 części podeszwy LEWĄ i PRAWĄ (koniecznie zaznaczyć która jest która!)
- 2 podeszwy wewnętrzne (u mnie w kolorze zielonym)
- 2 wierzchy
- 2 podszewki wierzchów (u mnie również zielone)

+ 2 wkładki ze sztywniejszej materii (jak wyżej)

Jak widzicie, części mają pozaznaczane punkty: 1, 2 (zaznaczone parami) i 3 - warto je nanieść na wszystkie części, bo są bardzo pomocne, jeśli nie niezbędne. Bardzo ważna jest też strzałka, która wskazuje do środka stopy, dzięki czemu wiadomo, która część jest prawa, a która lewa (i to bez zastanowienia).


Wierzchy należy wzmocnić grubszą flizeliną, tą watolinową, przynajmniej na jednej z warstw (ja wzmocniłam tę zewnętrzną). Warto użyć tej samej flizeliny na częściach podeszwy, chociaż to zależy jakiej wkładki użyjemy - przy piankowej naprasowałam flizelinę zarówno na spód jak i górną część podeszwy, ale podeszwa z recyklingu okazała się wystarczająco gruba i miękka.

A teraz krok po kroju pokażę Wam jak uszyłam moje laczki. Są bardzo proste, tylko trzeba je kilka razy powywracać.


1. Przeszywamy części podeszwy złożone razem (prawą stroną do prawej), na razie bez wkładki. Szyjemy wokół 'pięty', między punktami oznaczonymi jako 1.


Spód moich nowych laczków wykonałam z resztki skóry (tej samej, z której uszyłam kiedyś pasek do torebki). Jeśli szyjecie ze skóry, to polecam używać spinaczy do papieru zamiast szpilek, szczególnie tych kolorowych - pokrywający je plastik sprawia, że się nie przemieszczają! Skórę, jak wiadomo, należy szyć rzadkim ściegiem i specjalną igłą.


2. Przygotowanie wierzchów.
Składamy części wierzchów (są symetryczne) prawymi stronami i przeszywamy wzdłuż tego krótszego, wewnętrznego brzegu. Przycinamy zapasy i nacinamy jak przy wywracaniu dekoltów, aż do szwu.

Druga część wygląda na bardziej płaską, bo zdjęcie jest pod kątem

Gotowe części wywracamy i przeprasowujemy, żeby się ładnie układały. Polecam także obrzucić drugi brzeg zygzakiem w ramach fastrygi, przy okazji się potem nie strzępi.


3. Rozkładamy zszyte części podeszwy i wkładamy między nie części wierzchów, patrząc na punkty styczne 1 i 2, jak na poniższych zdjęciach. (Uwaga, żeby nie przebić szpilką skóry! Jak widać, znów w ruch poszły spinacze.)


Teraz należy przeszyć między punktem 1 i 2 najpierw z jednej, potem z drugiej strony, po uprzednim starannym ułożeniu. Poniżej pokazuję jak ułożyć części wierzchów pomiędzy podeszwami żeby się lepiej dopasowały do kształtu podeszwy.


4. Kiedy części są przyszyte, nici zabezpieczone, można kapcie wywrócić na prawą stronę. Należy je tak wywrócić, by ZEWNĘTRZNE części znalazły się na razie w środku (u mnie mają kolor czarny).


Zielona tkanina to moja 'podszewka', a skóra to dół podeszwy

5. Po wywróceniu kapcie są bardzo głodne i trzeba im dać jeść - po to nam była wkładka. Jeśli dobrze odszyliśmy kształt podeszwy, to wkładka powinna się doskonale układać i wyrównać brzeg "pięty". Jeśli się nie układa, to trzeba się upewnić, że nie wpychamy lewej wkładki do prawego kapcia!
Wkładka 'wchodzi' lepiej jeśli ją lekko zegniemy wzdłuż:

Omnomnomnomnomm

6. Zostało nam przeszyć jedyny otwarty szew - "palce" między punktami stycznymi 2, i mając na uwadze punkt 3. Radzę w miarę możliwości zrobić to na maszynie. Polecam szyć stopką do zamków - u mnie niestety ta stopka szyje tylko z jednej strony, co trochę utrudnia pracę (szczególnie wszywanie wypustek...), ale jakoś dałam radę.


Wiem, że skóry nie powinno się fastrygować, ale zrobiłam mały wyjątek i przeszyłam ręcznie baaardzo rzadkim ściegiem na okrętkę, bo inaczej chyba bym nie dała rady.

7. Teraz trzeba wywrócić kapcie po raz ostatni, tak aby wierzchnie warstwy znalazły się na wierzchu, a wewnętrzne wewnątrz :)



I gotowe! Dzięki temu wywracaniu nie mamy na wierzchu żadnego szwu i kapciuszki wyglądają estetycznie.


PS. Laczki uszyłam z resztek tkanin i resztek skóry, więc kwalifikują się do akcji 'Uwalniam Tkaniny'.

czwartek, 27 listopada 2014

Torebka Tricolor

Oto moja nowa-stara torebka! Stara, bo zaczęłam ją szyć ponad rok temu z resztek tkanin i jakoś nie mogłam nigdy skończyć. Dopiero po tym, jak wersja niewykończona dostała pozytywne komentarze przy okazji sprzątania (które także obejmowało przeglądanie nieskończonych projektów) wreszcie nabrałam chęci do jej wykończenia. Bardzo się z tego cieszę, bo cierpię na chroniczny brak odpowiedniej torebki,

Okulary słoneczne dziś okazały się bardziej przydatne niż parasol



Właściwie brakowało tylko podszewki i zapięcia. Trochę się napracowałam z tym wnętrzem, bo koniecznie chciałam mieć kilka kieszonek i zapięcie na zamek (skutecznie odstrasza kieszonkowców, w przeciwieństwie do zapięcia na magnes) ale jestem zadowolona. Wykrój opracowałam sama - bardzo lubię zaokrąglone kształty. Postanowiłam podzielić się nim z Wami. Można go pobrać z poniższego zdjęcia.


Należy wydrukować go na arkuszu A4. Jako, że nie zmieścił mi się w całości, trzeba będzie przedłużyć niektóre linie tak, aby się spotkały, oprócz tej między częścią I i II - ta nie powinna spotkać się z dołem. Jak widać, brakuje też górnego rogu, ale myślę, że nietrudno będzie go rozkminić :) Tył torby to obrys całej części. W mojej torebce jest również dno, w postaci paska szerokości 6 cm, ale można to pominąć.

Moją torebkę wysłałam na konkurs zorganizowany przez ETI (po szczegóły zajrzyjcie TUTAJ) w którym można wygrać jedna z 3 maszyn do szycia. Może też podeślecie swoje torby i torebeczki? Myślę, że warto spróbować :)

poniedziałek, 24 listopada 2014

Jak wykończyć dół spódnicy na maszynie

Przy okazji wełnianej spódniczki podzielę się z Wami pewnym sposobem na wykończenie dołu spódnicy. Zazwyczaj robię to po prostu ręcznie, ale tym razem pokusiłam się o ścieg niewidoczny ale maszynowy.
Ścieg jest o tyle fajny, że nie trzeba wcześniej obrzucać tkaniny zygzakiem, ani niczym innym.


Krok 1. Wyrównujemy brzeg - u mnie zawsze, choćbym nie wiem jak dokładnie rysowała i cięła zawsze jest jakaś nierówność rzędu 1-3 mm, całe szczęście w zapasach.


Krok 2. Zaprasowujemy brzeg pod spód na szerokość ok. 4 cm, jak w przypadku podłożenia ręcznego. Mój sposób na to jak uprasować wełnianą tkaninę wymaga użycia wilgotnej bawełnianej szmatki, którą traktuję rozgrzanym do maksimum żelazkiem bez pary. (Nie patrzcie na markę żelazka bo to nie mój wybór - odkupiłam od koleżanki z pracy, bo się przenosiła na inny kontynent, a mi akurat żelazka brakowało.)


Krok 3. Składamy taki brzeg jeszcze raz, tym razem na zewnątrz, również na szerokość ok. 4 cm, może nieco mniej, tak, aby niewykończony brzeg tkaniny wystawał kilka mm w dół. Tworzy się taka mała harmonijka. Tego złożenia już NIE zaprasowujemy. Mam nadzieję, że na zdjęciu poniżej widać o co mi chodzi.


Krok 4. Szycie. Będziemy potrzebowali do tego specjalnej stopki do szycia blisko brzegu:


Wkładamy złożony podwójnie materiał do maszyny i regulujemy stopkę aby zagięta w dół blaszka wypadała dokładnie w miejscu złożenia, jak również ścieg, aby był wystarczająco szeroki. Należy zastosować ścieg oznaczony poniższym symbolem, coś jakby zygzak co ma dwie różne szerokości i co jakiś czas 'dziabie' również wierzchnią tkaninę.


5. Przeszyliśmy - brzeg jest nie tylko zamocowany ale również obrzucony. Warto go teraz jeszcze rozprasować na płasko, bo co prawda maszyna nie żelazko, ale swoje zagnioty robi. Ja jeszcze przycięłam małe nierówności (ach te nierówności...).


A tak wygląda gotowy brzeg od spodu i z wierzchu.


Myślę, że przy szyciu grubszych tkanin lub w kolorach mieszanych taki szew jest bardzo praktycznym rozwiązaniem. Niestety przy cieńszych tkaninach bardzo łatwo przebić się na drugą stronę, co jest natychmiast widoczne.

piątek, 21 listopada 2014

Wełenka z recyklingu

Na tę paskudną hiszpańską zimę uszyłam sobie taką oto ciepłą wełnianą spódnicę.

Spódnica co prawda zimowa, ale zaczęłam szyć ją latem, na maszynie mamy. Tylko dlatego, że robiąc przegląd znalazłam na dnie szafy kawałki materiału - krótko mówiąc sprutą spódnicę w rozmiarze XL z pięknej szarej wełenki w trochę deszczowy wzór. Już w zeszłym roku zamarzyła mi się szara spódnica, ale... taka zupełnie szara? chyba nie. Jak tylko odkryłam ten materiał, zaraz powróciła wizja szarej spódniczki.


Użyłam modelu już wypróbowanego, Burda 08/2012 - 134, z którego już uszyłam jedną spódnicę, PUBLIKOWANĄ TUTAJ. Jednak tym razem zdecydowałam się nieco wydłużyć wykrój, tak, aby spódnica sięgała kolan, bo co to za zimowa spódnica, która choć ciepła nic nie okrywa? Obie spódnice mają dość wysoką talię i dobrze grzeją w chłodne dni.

Szycie dokończyłam jednak dopiero niedawno, bo brakowało mi podszewki i wykończenia dołu, a nie spieszyło mi się, bo w Hiszpanii w tym roku jesień okazała się bardzo ciepła. 




poniedziałek, 17 listopada 2014

Things I hate about Spain

Dziś trochę nietypowo, podzielę się z Wami moją listą rzeczy których NIE znoszę.

Wiele osób myśli, że mieszkanie w Hiszpanii to wieczne wakacje. Owszem, jest bardzo dużo plusów, o których w Polsce można tylko pomarzyć: słońce przez cały rok (nawet zimą wychodzą dobre zdjęcia w plenerze), wspaniała kuchnia śródziemnomorska, o której mówią, że jest bardziej skuteczna w odchudzaniu od liczenia kalorii (jak donosi TUTAJ BBC), plaża, która zazwyczaj znajduje się nie dalej niż 200-300 km (chyba, że mieszkasz w Madrycie). Muszę też przyznać, że ludzie są jakoś milsi, począwszy od sąsiadów, którzy jak tylko pojawisz się w drzwiach ich portalu, nawet przypadkiem i z wizytą, od razu Cię pozdrawiają. Pani w supermarkecie już zna Twoje przyzwyczajenia: mimo, że standardowo pakuje klientom zakupy w plastikowe worki (!), z góry wie, że przyjdę z własną. Nie mówiąc już o serach, winie i oliwie z oliwek, którą Włosi nierzadko przepakowują do swoich butelek 'made in Italy'.

No dobrze, ale miało być o rzeczach, których nie cierpię.

1. Godziny otwarcia.

Przez pierwszy rok w Hiszpanii myślałam, że wszystkie restauracje na mojej ulicy są permanentnie zamknięte. Nie rozumiałam tylko, dlaczego wciąż wisiały tablice z nazwami. Dopiero kiedy przeszłam się tą samą ulicą po 21.00 odkryłam, że nie tylko nadal działają, ale mają sporo klientów. No tak, ale ja o tej porze nie jestem już głodna!
Dla niewtajemniczonych, restauracje w Hiszpanii są otwarte od 12.00 - 16.00 i wieczorem od 20.00 do 24.00 z małymi wariacjami, tzn. mogą na przykład otwierać pół godziny lub całą godzinę później.

Niestety ze sklepami nie jest lepiej. Na przykład teraz, godzina 15 z minutami, a ja potrzebuję podszewkę do mojej nowej torby. Nic prostszego - ktoś by pomyślał, tylko iść do sklepu. Niestety, sklepy również mają swoje własne godziny otwarcia i do 16 lub 16.30 lub 17 (lub 17.30) są pozamykane. Wiele razy się nacięłam, kiedy liczyłam na to, że przed pracą (zaczynam o 17.00) coś uda mi się kupić - akurat ten sklep była zamknięty do 17.30. Sklepy są otwarte też rano, od 10.00 - 14.00 lub 13.00 (tylko się nie spóźnij!). I bądź tu człowieku mądry.

Trzeba jeszcze dodać, że poszczególne sektory mają prawnie zapewnione dni wolne, i tak na przykład sklepy z odzieżą w poniedziałki rano mają wolne, a kioski z prasą w piątki po południu i wieczorem - tak więc nowej Burdy, mimo, że wyszła w zeszły piątek - kupić nie mogłam.

2. Godziny pracy.
Ja akurat narzekać nie mogę, bo pracuję tylko wieczorami - nie ma to jak szkoła językowa. Ale większość ludzi pracuje od 9 rano do 21. Z 3-4 godzinną przerwą na obiad w środku dnia, w ciągu której nie można nawet się przejść po sklepach, bo wszystko jest ZAMKNIĘTE. W miastach godziny szczytu w ruchu ulicznym się duplikują: rano, w południe, po południu i wieczorem (po 21.00). I dzień z głowy.

3. Szkoła od 3 roku życia.
Niedawno w związku z wprowadzeniem w Polsce obowiązkowej edukacji od 6 roku życia porównywano wiek inicjacji szkolnej w różnych krajach Europy. I dowiedziałam się, że w Hiszpanii do szkoły idą sześciolatki. Bzdura! Nie znam nikogo, kto by tak późno zaczął edukację! Tu dzieci wysyła się do pierwszej klasy w wieku lat 3, czasem 2,5 roku. Jedyny warunek - nie mogą już robić w pieluchy.
Dodam tylko, że Hiszpania jest w ogonie jeśli chodzi o edukację, za to w czołówce jeśli chodzi o tzw. fracaso escolar, czyli liczbę osób, które nie kończą szkoły podstawowej.

4. Strefa czasowa.
Jeśli chodzi o godzinę w Hiszpanii to mamy do czynienia z autentycznym kuriozum. Mimo, że przez półwysep Iberyjski przechodzi południk Greenwich, w dodatku przez jego wschodnią część, godzina jest ta sama co w Polsce. Ba, latem jest to godzina, która patrząc na czas słoneczny, przypada na Kijów i Sankt Petersburg. W praktyce oznacza to, że wszystko jest rozstrojone o 1-2 godziny. Czy zastanawialiście się kiedyś dlaczego Hiszpanie uważają 7 rano za środek nocy? Bo faktycznie jest to 5 rano. Całą prawdę widać na zegarach słonecznych, które wskazują godzinę (lub dwie) wcześniej.
Skąd to się wzięło? Pewien okryty złą famą dyktator, Francisco Franco, zmienił oficjalną godzinę w Hiszpanii już na samym początku swoich rządów, żeby... mieć taka sama jak jego najlepszy przyjaciel w Berlinie! Nie będę mówić kto. Ciekawe, że po zmianie ustroju w latach 70-tych nikt nie pomyślał, aby wrócić do normalnej strefy czasowej. Z drugiej strony, Hiszpanie się całkiem dostosowali do takiego trybu życia, i szkoła zamiast o 8.00, staruje o 9.00 rano. Kolacja o 23.00 wcale nie wypada tak późno jeśli odejmiemy dwie godziny...

5. Kierowcy nie używają kierunkowskazów.
Szczególnie na rondach. A jeśli już to robią, to zazwyczaj mylą kierunek: pokazują w prawo, a jada w lewo. Mimo to, wypadków (tych śmiertelnych) jest w Hiszpanii 3 razy mniej niż w Polsce. Dlaczego tak się dzieje? Hiszpanie jeżdżą wolniej, zwłaszcza w miastach. Na początku wydawało mi się, że ruch odbywa się w zwolnionym tempie ;) W moim mieście jest to ok. 30 km na godzinę, mimo, że dozwolone jest 50. Drugi powód jest taki, że kierowcy zatrzymują się przed przejściem dla pieszych. A trzeci, bardzo prozaiczny, bo zwyczajnie uważają na to co się dzieje na drodze, nie ufają znakom drogowym tylko bacznie obserwują co robią inni uczestnicy ruchu.
Jeszcze na marginesie: jeśli Wam życie miłe, nigdy, ale to przenigdy nie pchajcie się na portugalską autostradę!!!

6. Zimno!!
Mogłoby się wydawać, że to w Polsce powinno być chłodniej. Owszem, temperatura zimą spada poniżej zera, pada śnieg itp. W Hiszpanii widziałam śnieg dwa razy - dzieci wybiegały na ulicę i pozwalały, by płatki pokryły im głowy (następnego dnia nie pojawiły się w szkole, oczywiście). Jednak osobiście wolę -2 stopnie w Polsce niż +6 w Hiszpanii. Przy minusowej temperaturze cała wilgoć po prostu zamarza, a przy 6 stopniach i dużej wilgotności można mieć na sobie 3 swetry i gruby płaszcz, a wilgoć i tak znajdzie drogę do ciała i odpowiedni je ochłodzi...


Żeby było jednak sprawiedliwie, muszę przyznać, że zapuściłam tu już korzonki :)
Na koniec parę fotek dla wytrwałych, którzy dobrnęli do końca mojego wylewnego posta. Jak widzicie, szala jednak przechyla się na korzyść Hiszpanii :)

Gorące źródła w Ourense - wstęp wolny!
Jak w bajce - plaża As Catedrais na północy
Zamburiñas - anyone?
Prehistoryczna osada znana dzisiaj jako Santa Tegra - Hiszpania była zamieszkana
na długo przed pojawieniem się Rzymian...

... a wszystko przez to, że nie mogłam iść po podszewkę.

sobota, 15 listopada 2014

Podniebna piżamka

Jasnoniebieska bawełniana dzianina - kiedy ją kupowałam jeszcze nie wiedziałam, co z niej powstanie. Kupiłam - bo tania, i jeszcze z 70% rabatem. Kto by nie kupił? Ale prędko znalazło się dla niej zastosowanie, spowodowane moim niedoborem piżam z długim rękawem. W Hiszpanii też potrafi być zimno. I tak powstała moja wręcz niebiańska piżamka :)



Wykrój pochodzi raz jeszcze z Burdy 01/2013, modele 111 i 119, z niewielkimi modyfikacjami: spodnie co prawda w pasie są wykończone tkaniną, tak jak w oryginale, ale są proste i mają na dole mankiety (nie cierpię kłaść się spać w długich spodniach i budzić w krótkich!). Bluzka, po raz kolejny, ma 'wyprostowane' rękawy - co tam będę materiał traciła na jakieś marszczenia, jeszcze mnie potem będą po nocy gniotły.



Piżamkę uszyłam na mojej zwykłaśnej maszynie, głównie ściegiem pseudo-owerlokowym, czasem też prostym elastycznym, no i górę wykończyłam podwójną igłą. A przód ozdobiłam taką oto namalowaną chmurką:



Materiał jest bardzo milutki, w sam raz do spania. Pozwolicie, że tym razem nie będzie sesji na modelce ;)
I jeszcze się załapie na poznańskie szycie z dzianiny

-------
Do namalowania chmurki użyłam białej farby, na zdjęciu poniżej, którą utrwala się gorącym żelazkiem (przez szmatkę, oczywiście). Taki system wypróbowałam już na innej koszulce i po kilku praniach malunek pozostaje bez zmian.